aaa4
Dołączył: 07 Lis 2017 Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 13:51, 20 Lis 2017 Temat postu: yest |
|
|
Virginia otrzeźwiała natychmiast. Spieniona woda sięgała jej już do ramion.
- Wielkie nieba! Mogliśmy skończyć w zabawny sposób. Tylko pomyśl, o czym plotkowaliby ludzie na naszym pogrzebie.
- Chyba o nowej, interesującej wersji "zaginionych w morzu". Ruszaj się, kobieto.
Kolejna fala dosięgła właśnie ich rzuconej na piasek garderoby. Virginia ze śmiechem usiłowała wciągnąć na siebie sukienkę.
- Uważałeś, ze ta szmatka zbyt wiele pokazuje. Ciekawe, czy ci się bardziej spodoba, gdy jest całkiem mokra.
Skrzywił się na ten widok. Cieniutki materiał przyklejał się do ciała i ujawniał dokładnie wszystkie wypukłości. Nawet przy blasku księżyca mógł dostrzec sterczące sutki, a gdy Virginia odwróciła się tyłem, jej pełne pośladki wyglądały tak, jakby były nagie.
- Do licha, na pewno nie możemy wejść do hotelu głównym wejściem. Przejdziemy przez ogród. - Zapiął spodnie i sięgnął po koszulę.
Wzięli się za ręce i pobiegli wzdłuż plaży. Wślizgnęli się w bujną roślinność jak dwoje kochanków wracających z potajemnej schadzki.
- Chyba jesteśmy do tego stworzeni - stwierdziła entuzjastycznie Virginia, gdy Ryerson pomagał jej przejść przez gęstwinę potężnych paproci. - Świetnie potrafimy zakradać się po kryjomu.
- Mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz - odparł z lekką irytacją w glosie. - Osobiście nie lubię nigdzie przemykać się chyłkiem. Gdybyś nie włożyła dzisiaj tej nędznej [link widoczny dla zalogowanych]
imitacji sukienki, to nie musielibyśmy... - urwał nagle.
- Co takiego? - Omal na niego nie wpadła. Złapał ją i przytrzymał.
- Nie tylko my kryjemy się dziś po krzakach. Widzę tam dwie osoby. Zaczekajmy, aż przejdą.
Stała posłusznie obok niego i czuła, że wilgotna tkanina zaczyna ją ziębić. Wielka kępa poproci całkiem ich zasłaniała, ale można było zauważyć przedzierających się przez krzewy dwóch mężczyzn. Zastanawiała się, dlaczego unikają wyłożonej terakotą ścieżki.
Virginia dostrzegła jedynie zarys pochylonych ku sobie głów, ale natychmiast rozpoznała ich głosy. Harry Brigman i Dan Ferris. Sądząc z tonu rozmowy, miała ona raczej gwałtowny przebieg. W pewnej chwili dał się słyszeć podniesiony głos Ferrisa.
- Do cholery, Brigman, plączemy się tu o wiele za długo. Mam tego dość. Już się zabawiłeś. Zgarnęliśmy, co trzeba. Powinniśmy stąd spływać.
- Nie ma pośpiechu. Mówiłem ci ze sto razy, że musimy złapać oddech. Dlaczego nie tutaj, na Toralinie? Poza tym pełno tu nadzianych frajerów. Tylko grać.
- Na innych wyspach też są kasyna. Do diabła, ty nawet nie potrzebujesz kasyna. Możesz rozłożyć karty wszędzie, byle dyskretnie.
- Lubię to miejsce - upierał się Brigman. - Mam fart, od kiedy tu przyjechałem.
- Ale przerżnąłeś z tym Ryersonem. Ile dokładnie wtedy straciłeś, co?
- Nie tyle, żeby cię to miało obchodzić. Chwilowy pech. Facet miał szczęście. Zdarza się. Ale ten gość [link widoczny dla zalogowanych]
nie jest zawodowcem. Zdążę się odegrać, zanim wyjedzie. A teraz wybacz, ale umówiłem się przy stoliku. Ty także powinieneś wejść w swoją rolę.
Odpowiedź Ferrisa przytłumił szelest gałęzi.
- Już sobie poszli - szepnął Ryerson. - Chodźmy, tam jest dróżka. Starajmy się tylko nie hałasować.
- Jakie to podniecające. Zastanawiam się, czy... Och, nie! - za
Post został pochwalony 0 razy |
|